Patrząc przez różowe okulary 👓
Dzień dobry! Cześć! Czołem! Już tydzień minął od Święta Dziecka, a ja nadal mam wrażenie, że mogłabym świętować je jeszcze raz. Chociaż, codziennie możemy czuć się jak dzieci, nie?
Każdy z nas w głębi duszy czuje się jeszcze dzieckiem, np. radowanie się z najmniejszej rzeczy, chęć doznania przygody i marzenia. Kto z nas nie chciałby choć raz nie martwić się niczym i po prostu fruwać, żyć...
Moi rodzice poznali się wprawdzie na zabawie, jak to kiedyś bywało, ale podobno zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. I tak oto, pojawiłam się ja! Daria!
W roku Pańskim 1993 pojawiłam się ja, jako owoc miłości, przedłużenie rodu i takie tam... Patrząc na te i inne zdjęcia nie mogę uwierzyć, że byłam taka mała, do NICZEGO nie podobna :D
Proszę tylko zobaczyć, dwa różne światy: świat aniołka i świat diabła :D Chociaż uśmiech ten sam, nigdy mi nie schodził z twarzy.
Przyszła I Komunia Święta. Pamiętam ją jak dziś. Odbyła się ona w Dzień Matki 16 lat temu. Przygotowania szły pełną parą. Zamówienie stolików, ławek, dodatkowych talerzy, szklanek i sztućców z pobliskiej remizy. Zawinięcie włosów na papiloty dzień wcześniej. Mięso w misce, nocne gotowanie przez moją mamę i ciocię. Ech... wtedy tego nie rozumiałam, ale kosztowało to moich rodziców wiele pracy. Dzisiaj? Dzisiaj wystarczy kilka lat wcześniej zamówić salę i już masz wolne :D Jak każde dziecko nie mogłam się doczekać prezentów i przyjazdu gości. Ale mimo wszystko cieszyłam się z przyjęcia Pana Jezusa, czułam się dorosła i ... szczęśliwa. To był przełom w moim dziecięcym życiu.
Znowu mamy do czynienia z zupełnie dwoma światami. Ten pierwszy to wolność, totalne dzieciństwo, dwie kitki i heja! Natomiast drugi świat to świat kujona, wiecznej uczennicy, która musiała mieć odrobione lekcje, ułożone książki i zeszyty w plecaku według występujących przedmiotów w konkretnym dniu, zastrugane ołówki i kredki, gruby brudnopis i oprawione podręczniki. To całą ja, do tej pory ciągnie mnie do uzupełniania swojej wiedzy, chociaż z drugiej strony cieszę się, że edukację mam już za sobą.
Koniec liceum to koniec dzieciństwa. Wejście w dorosłość... prawie, bo człowiek jeszcze nie wie co go może czekać, czasami znajduje się w obcym mieście zupełnie sam. Czyż to nie jest urocze? Co tygodniowe zjazdy do domku, wałówki, akademik... Życie.
Na studiach robiło się różne rzeczy. Chodziło się na koncerty, brało się udział w wolontariacie, dorabiało się. Lubiłam ten czas, kiedy miałam tak poukładane zajęcia, że mogłam w między czasie dołożyć sobie kolejne. Chociażby wolontariat. DKMS dwa razy, Stowarzyszenie Jestem i praca z niepełnosprawnymi. Później pozwalanie koleżankom na ćwiczenie kresek na własnej twarzy, bo czego się nie robi dla przyjaźni. Na koniec dorabianie paru złotych jako animator, chociaż to mi zostało. A całość- jak wisienka na torcie- zakańcza udział w Juwenaliach i wszelakiego rodzaju koncerty :) To były czasy. Teraz pracując mam czas dla siebie, na posprzątanie mieszkania, spotkanie się ze znajomymi. Nie mam czasu na zabawę jako taką, a na organizowanie ślubu i odwiedzanie raz na jakiś czas rodziców, bo co tygodniowe wyjazdy się skończyły. Dzisiaj człowiek jest nastawiony na zarabianie, bo inaczej nie opłaci mieszkania, nie zapłaci za prąd i wodę, nie kupi lekarstw i raz na jakiś czas nie pójdzie do kina. Teraz to widzę, będąc dorosłą i zarabiającą na siebie kobietą, człowiek podąża za pieniądzem, bez niego nie osiągnie ładu jako takiego.
Kobiety podążają za sukcesami, sukcesami raczej zawodowymi niż rodzinnymi. Najpierw praca, a później rodzina. Najpierw ja, a później inni. Niestety, to jest prawda. Najpierw trzeba coś w życiu osiągnąć, aby móc dać życie i przykład innym. Nie wyobrażam sobie żyć bez świadomości, że spełniłam się zawodowo i że miałam możliwość wyboru. Wiem też, że są na świecie kobiety, dla których sukcesem życia jest posiadanie rodziny i ja je podziwiam. Trzeba mieć jaja, aby umieć uszczęśliwiać nie tylko siebie. Ja jestem nieco egoistyczna i chcę najpierw uszczęśliwić siebie. TO CAŁA JA!
Komentarze
Prześlij komentarz